wtorek, 20 września 2011

Do moich krytyków


Krytyka, sama w sobie, jako pojęcie, oznacza wydanie pewnego osądu, polegającego na analizie zarówno pozytywnych, jak i negatywnych stron. W idealnej sytuacji, ma za zadanie zmotywować do lepszego, bardziej udanego działania, pokazując błędy, lecz jednocześnie zachęcając do dalszej pracy. Jednakże – byłaby to krytyka niemal doskonała, pozbawiona niemalże negatywnych pierwiastków mających na celu zniechęcenie i obniżenie lotów. Przykładem współczesnego utworu poruszającego temat niezrozumiałego, bezcelowego krytykowania może być „Zoil” w wykonaniu Kazika i Katarzyny Nosowskiej, ze znamiennymi słowami:

Na te wszystkie smutki
Z nienawiści do sztuki
On został krytykiem
(...)
Oceniaj mnie,
Niech jad strumieniami leje się!

W twórczości, jedną z najbardziej podstawowych cech pewnych siebie artystów, była odporność na opinię krytyków, podążanie swoją drogą po mimo konfliktu z profesorami sztuki, zwolenników sztuki klasycznej i tradycyjnej. Wyłamanie się ze schematów, odrzucenie dawnych wizji, ograniczających malarstwo, umieszczało artystów na marginesie życia kulturalnego. Najdobitniejszym przykładem może być coroczny Salon, czyli czasowa wystawa, organizowana w Paryżu, posiadający monopol w zakresie wystawianych dzieł w XIX wieku. Jeśli malarz nie zaprezentował swojego dorobku na wystawie Salonu, nie miał szans zaistnieć w świecie sztuki. Salon kontrolowany był przez Królewską Akademię Malarstwa i Rzeźby, której działanie włączone było w administrację państwową. Z tego powodu – świeże, nowatorskie dzieła nie miały żadnej szansy przebicia. W 1863 roku powstał Salon Odrzuconych (Salon Dodatkowy), z inicjatywy Napoleona III, po liście protestacyjnym Edouarda Maneta i Gustave’a Dore’a. Wywalczono sobie wolność w wystawianiu dzieł, zyskano nawet równoważną liczbę odwiedzających, niestety, przeważał bezmyślny tłum, przychodzący po to, aby wyśmiać nowych twórców.
Dobre cechy krytyki? Możliwe, że może napędzać i motywować do działania, lecz obawiam się, że nie mogłoby to być działanie nagminne, gdyż powodowałoby zbyt szybkie wypalenie, a przecież utrata zainteresowania to jedna z najczęstszych przyczyn unikania kolejnego wyzwania.
            Ciekawym przykładem ironii i drwin z krytyków jest obraz Gustava Klimta o wdzięcznym tytule „Złote rybki” z 1902 roku, który artysta pragnął nazwać „Do moich krytyków”. Dzieło stanowiło odpowiedź na gwałtowną krytykę, jakie wywołały jego alegorie fakultetów (medycyny, filozofii i prawa) dekorujących sufit auli Uniwersytetu Wiedeńskiego. Postacie nagich kobiet, w sprośnych pozach, malowane w nowym stylu Klimta, bezkompromisowo wyrażają przesłanie do odbiorców dzieła. Na wystawie w Dusseldorfie „Złote rybki” zdjęto ze ściany, gdyż, jak tłumaczono: „niemiecki następca tronu mógłby doznać szoku”.
Na złotym tle, aforyzmem wypisanym na „Nudzie Veritas”, ze wcześniejszego obrazu Klimta, z 1899 roku, przedstawiającą ponętną Ewę o szerokich biodrach i ramionach, jest cytat z Schillera: „Jeśli nie możesz spodobać się wszystkim, swoim czynem i dziełem zadowól nielicznych. Niedobrze jest podobać się wielu.” Dewiza ta mogłaby zawisnąć nad wieloma nowatorskimi dziełami twórców, którzy próbowali odnaleźć nowy wymiar sztuki, wbrew ogólnie przyjętym normom. Można ją z powodzeniem odnieść do życia, uzupełniając jednym z dziesięciu liberalnych przykazań Bertranda Russella – „nie bój się mieć ekscentrycznych przekonań, bo każda opinia teraz akceptowana, była kiedyś ekscentryczna”. Nie chodzi bynajmniej o poszukiwanie maksymalnych udziwnień. Jak dla mnie, sensem jest właściwie to, aby spróbować spojrzeć (pomyśleć) inaczej, niż robimy to zazwyczaj, na co dzień, porzucając standardy myślowe naszego umysłu. Po to, aby ujrzeć więcej, aby chociaż stopniowo poznać prawdę, a nie pozostawać w miejscu. Dzięki temu można zawędrować tam, gdzie nawet nam się nie śniło i wpaść na coś, czego nikt wcześniej nie rozważał w głębszym stopniu.

 
M.